Vaxanaria usiadła obok mnie.
- Co jak nie dam rady? Co jak przeze mnie komuś z mojej watahy coś się stanie? Czy ja w ogóle jestem dobrą alfą? - Zapytała.
- Nie mów tak! Damy sobie radę, a jak będziemy potrzebowali pomocy, to
znam wystarczająco dużo wilków, by pokonać tą armię, ale to nie będzie
potrzebne, bo jesteś najlepszą alfą i wilczycą świata. Każdy będzie cię
wspierał w trudnych chwilach. Możesz na nas liczyć. Nigdy cię nie
opuścimy. - Powiedziałem. Chyba jednak nie poprawiłem jej swoją długą
wypowiedzią nastroju. *Czy to odpowiedni moment, by ją zapytać?*-
myślałem. *Może po wojnie? Nie! Teraz!*- krzyknąłem w myślach.
- Vaxanaria, ja... - Zagadnąłem niepewnie, ale coś mnie zaniepokoiło...
- Co chciałeś powiedzieć? - Zapytała. Usłyszeliśmy wycie. Wtedy ona też
spoważniała i zaczęła się rozglądać. Wyszliśmy z jaskini. W naszą stronę
biegła obca wataha, wilki były bardzo podobne do Lacky'ego...
- To oni... - Powiedzieliśmy jednocześnie przyjmując pozycję do ataku. Zaczeliśmy biec w stronę napastników.
- Gdzie reszta?! - Zapytałem.
- Pewnie w jaskiniach, śpią.
- I nie słyszą tego?!
- Sama nie wiem. Spróbujmy ich przegonić. - Powiedziała i przyśpieszyła.
Walczyliśmy z wrogiem już kilka godzin... Główny oddział ich wojska
dopiero teraz się pojawił. Zauważyłem, że na czele stoi...mój zły wuj!
Rzucił się w stronę mojej ukochanej, złapał ją za szyję i rzucił o
drzewo. I właśnie wtedy ogarnęła mnie furia. Za wszelką cenę musiałem
odciągnąć wilki od Vaxanarii. Widziałem krew, wszędzie... Rany
napastników, moje i Vaxanarii. Walczyłem do białego rana. Gdy słońce
zaczęło wschodzić któryś wojownik krzyknął:
- Słońce! Uciekać! - Uciekli. Wspiąłem się jak kot na drzewo i
obserwowałem wilki. Wataha uciekała w las, tak ciemny, że promienie
słońca nie mogły się przedostać.
- Mhm... Wilki cienia... - Powiedziałem z błyskiem w oku. Usłyszałem jakieś szepty...
- Brać ją.
- Szybko, nim wzejdzie słońce. - Szeptały głosy. Odwróciłem się. Dwa
wilki kręciły się koło samicy alfa. Nie widzieli mnie i to było kluczem
do sukcesu. Zamknąłem oczy i cisnąłem w nich kulą z ognia. Wtedy
pokapowali się, że nie są sami. Nikt nie atakował. Rozpoczęła się
natomiast bitwa na spojrzenia. Patrzyliśmy sobie wszyscy w oczy. Po
pewnym czasie wilki zaczęły się bez słowa wycofywać. Podbiegłem do
Vaxanarii...
- Vaxanaria... Proszę, wstań... - mówiłem z żalem w głosie. Wtedy
wyczułem odpowiedni moment... - Kocham cię. - Powiedziałem. Czekałem
cierpliwie, aż się obudzi...
<Vaxanaria?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz