Obudziłam się i zobaczyłam Vixan'a wchodzącego do jaskini. Ziewnęłam krótko i wstałam.
-Jak tam warta? Wszystko było w porządku? - zapytałam podchodząc do niego.
-W porządku. Cicho i spokojnie. - odpowiedział.
-Na pewno?
-Tak. Przecież powiedziałbym ci jakby coś się działo.
Spojrzałam partnerowi w oczy i go pocałowałam.
-No to świetnie, dziękuję. Połóż się i prześpij, czuwałeś całą noc.
-Nie muszę. - powiedział skromnie.
-Musisz, musisz. Przecież nie czerpiesz energii z kosmosu, musisz spać. Ja się już zajmę wartą dzienną.
-No dobrze...
-Dobranoc. - szepnęłam i znów krótko go pocałowałam, po czym wyszłam przed jaskinię.
Rozejrzałam się uważnie. Poranek był spokojny. Wszyscy jeszcze spali po nocnej akcji. Przeszłam wokół wszystkich jaskiń i wróciłam przed moją. Nic się nie działo. Usiadłam i westchnęłam ciężko. ,,Niech coś się wreszcie stanie, może nie obca wataha, ale niech chociaż ktoś wyjdzie z jaskini. " pomyślałam sobie znudzona po paru minutach. Udało się. Louie wstał. Szybko wstałam i podeszłam do niego, by się przywitać i przerwać tą nieznośną ciszę.
-Witaj! Jak Ci minęła noc?
-Witaj. Dobrze. Szybko zasnąłem po tej walce.
Uśmiechnęłam się na znak, że rozumiem.
-Muszę już iść. - dodał.
-Okej, cześć! Ja muszę pilnować jaskiń. Wczoraj Vixan pilnował całą noc.
Louie poszedł, a ja znów westchnęłam z nudów. Nagle usłyszałam wycie. Wilki były bardzo daleko, ale mimo wszystko to zły znak. Tuż po pierwszym wyciu rozległ się drugi - odpowiedź. Aż zamarłam z niepokoju. To brzmiało, jakby co najmniej 3 duże watahy wyły na raz, różnymi głosami. Kilka sekund w przerażeniu stałam nieruchomo i nasłuchiwałam. Udało mi się ustalić, że głos nadchodził zza niedalekich gór, na południowy-wschód od naszych jaskiń. Przez moją głowę przeszło mnóstwo najróżniejszych myśli. Nagle poczułam jakieś kłucie w głowie. Padłam na ziemię trzymając się za nią. Zauważyłam coś dziwnego, jak sen. Widziałam jakieś obce watahy, 2 dość duże i jedną mniejszą. Jedną z tych dużych była wataha Lacky'ego. Wilki biegły przez las i wpadły na naszą polanę. Wszyscy walczyli, wszędzie były rany i krew. Rozejrzałam się dookoła całkiem zdezorientowana z ciągle nasycającym się bólem w głowie. Wtedy zauważyłam obok siebie siebie, jak walczę ciężko ranna i w pewnym momencie tracę przytomność. Wtedy to dziwne, wciąż pogłębiające się kłucie ustąpiło. Poczułam się słaba. Otworzyłam oczy i zauwarzyłam, że leżę w jaskini Anastazji. Elir podaje jej jakiś wywar ziołowy, a ona podaje go mi. Obok był przestraszony Vixan.
-Co się stało? - wyszeptałam lekko otwierając oczy.
-Vaxanaria! Już ci lepiej? - zapytał ucieszony Vixan.
-Ale co się stało? - zapytałam ponownie.
Anastazja i Vixan spojrzeli na siebie i na mnie.
-Szczerze, to nie mamy pojęcia. Znalazłem cię przed jaskinią. - odpowiedział.
-Ale to było dziwne, jakbym...
-Co?
-...jakbym miała jakąś wizję, czy coś.
< Vixan, dokończ proszę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz