Zasmuciłam się bardzo. Oparłam głowę o jego bok.
-Wszystko się ułoży. To przecież nie Twoja wina, że urodziłeś się w watasze, która była tak nietolerancyjna. - starałam się go pocieszyć. Vixan tylko westchnął ciągle smutny i zamyślony.
-Będzie dobrze, teraz już nikt nie wygna Cię za coś, co nie zależy od Ciebie. W naszej watasze tak nie jest. - dodałam coraz bardziej zdołowana jego smutkiem.
Vixan spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął, ale tylko wymuszanie.
< Vixan, dokończ proszę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz