-Cóż, problem w tym, że nie atakuje nas jedna wataha.
-Co?
-Głównie chciała nas zaatakować wataha mojego synka, ale oni mają sojuszników i to nie 1 czy 2 watahy.
-Co? - zapytała jeszcze raz zdezorientowana wadera.
-Jakiś czas temu miałam wizję. Vixan powiedział, że to może być prawda i okazało się, że tak. Oni mają nie tylko swoją ogromną watahę, ale też 3 sojusznicze równie duże i kto wie, czy nie więcej. W sumie nie zdziwiłabym się jakby było ich jeszcze więcej.
Moon zaczynała już rozumieć, ale widziałam, że ma jeszcze jakieś pytania.
-A tak w ogóle, to chodź za mną, Anastazja poszła na polankę pozbierać zioła do leków. Musi Cię wyleczyć. - dodałam.
Moon i ja poszłyśmy do medyczki, która szybko zajęła się jej ranami. Później z Anastazją pomogłam Moon dojść do jaskini (miała opatrunki i po leczeniu była jeszcze bardziej obolała). Medyczka kazała jej odpoczywać i uważać na rany, które miały się zagoić ok. 2 dni później, dzięki eliksirom. Później poszła kontynuować zbieranie, bo miała jeszcze dużo leków do zrobienia. Ja zostałam z Moon.
-Co do Twojego pomysłu... Nie wiem, czy nasi przetrwają. Oni mają olbrzymią przewagę liczebną i są silniejsi. Chyba lepiej się po prostu bronić. Nie wiem, to zależy, ile watah bierze udział w wojnie. Ale takie decyzje trzeba ustalić ze strategiem, albo generałem. Porozmawiaj z Lestill'em i Dalią.
< Moon, dokończ proszę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz