-Lestill, co się stało?- krzyknęłam zatroskana
-Próbowałem...-ledwo oddychał- uratować.. Angel...
-Ale.. Co z nią? Żyje?
-Tak, żyje. Walczyłem z nimi, nie udało się...
-A Angel? Zabrali ją ze sobą?
-Nie, to coś gorszego!
Lestill złapał mnie za łapę, po czym zaciągnął nad przepaść. Stało tam drzewo, którego jedna z gałęzi wisiała niemalże w połowie urwiska długiej na jakieś 20-30 metrów. Na tej gałęzi ledwo co trzymała się Angel.
-ANGEL!!!- wrzasnęłam
Po chwili przybiegła reszta watahy. Spojrzałam na nich z nadzieją, że mi pomogą. Wdrapałam się na drzewo, po czym powolutku zbliżałam się do córki. Wszyscy stali nieruchomo, uważnie obserwowali ruchy Angel. Byłam już bardzo blisko niej. W pewnej chwili niemalże spadła, na szczęście zdążyła uczepić się pazurkami. Jednak po kilku sekundach gałąź ułamała się, a Angel razem z nią spadała. W ostatniej chwili złapałam Angel w pysk, po czym jak najszybciej starałam się zejść z drzewa. Po chwili gałąź złamała się tuż przed nami, a ja trzymając córkę w pysku ledwo zdołałam trzymać się wystających skał.
<Niech ktoś dokończy!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz