Kiedy zjadłam sarnę, którą upolował dla na Tay, położyłam się na chwilę, ale jednak zasnęłam. Nagle ze snu obudziło mnie szarpnięcie. Momentalnie zostałam przez kogoś uniesiona i unieruchomiona. Na szczęście, jakimś cudem udało mi się wyślizgnąć, z jego uścisku i stanęłam w pozycji obronnej.
-Co ty wyprawiasz!?- krzyknęłam. Nie widziałam kto mnie zaatakował, bo miał twarz zasłonięta cieniem. Kiedy śmiejąc się podszedł bliżej zamarłam. To nie mogła być prawda...
-Ty gnojku!- syknęłam- Jak mnie tu znalazłeś?- byłam gotowa do walki. Wszystkie mięśnie były napięte, a każdy mój ruch wyważony.
-To było proste. A teraz dokończę to, co zacząłem lata temu...- rzucił się na mnie, lecz skutecznie odpierałam jego ataki. W końcu zrezygnowany spojrzał na mnie i stwierdził:
-Pewnie spodziewasz się dziecka, co?- niech to szlag, nie bez powodu był kiedyś medykiem.
-I co ma traktor, do kombajna?- warknęłam.
-Sporo...- wyciągnął łapę i nagle pojawił się na niej czarna poświata. Poczułam mocny skurcz. Nie taki, jak przy ciąży, lecz taki, jakby mój organizm wyniszczał się od środka. On chciał, żebym poroniła. Skuliłam się lekko. Użyłam ognia, żeby wykrzesać z niego płomień życia i krzyknęłam:
-Stop!!!- Revi odskoczył, a ja wstałam z wysiłkiem.
-No dobra, teraz cię zostawię, ale wiedz,że to jeszcze nie koniec. Zamienił się w cień i ulotnił się z jaskini. Usiadłam dysząc ciężko. W tej samej chwili do jaskini wszedł Tay. Nie chciałam go martwić moimi rodzinnymi sprawami więc przybrałam naturalny wyraz twarzy. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że jetem potwornie blada...
<Tay?Jeśli chcesz- dokończ.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz