Przed południem, już po śniadaniu, wyszłam na spacer do lasu. Słuchałam
śpiewu ptaków, który było nieustannie słychać. Zapatrzyłam się też w
chmury, które szybko płynęły po niebie. Nagle na coś, a raczej na kogoś
wpadłam.
-Angel...?
- Lacky... Cześć!- uśmiechnęłam się- Wybacz, nie patrzyłam przed siebie...
-Nic nie szkodzi.- basior wstał z ziemi
-Przejdziemy się razem?- zaproponowałam
-Niech będzie.
Poszliśmy dalej. Cały czas gadaliśmy. Nagle naszą rozmowę przerwały
szelesty w krzakach. Jakieś jaskrawożółte oczy były w nas wpatrzone.
Cofnęliśmy się, chcąc zawrócić i odejść, ale było za późno. Zza krzewu
wyszedł czarny basior. Na jednej łapie miał bandaż, a lewe ucho w
połowie odgryzione. Z pewnością nie zamierzał nic dobrego. Ja i Lacky
zaczęliśmy uciekać, a wilk ruszył za nami w pogoń, warcząc i i szczerząc
kły. Biegliśmy ile sił w łapach, ale wilk powoli nas doganiał...
<Lacky?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz